Poranek w Rajskich

Poranek w Rajskich

Jeszcze nie pachnie śniadaniem. Jeszcze nikt nie schodzi w kapciach po schodach.
Ale dom już się budzi – tylko trochę inaczej niż miasta.
Ciszej. Wolniej. Bardziej od środka.

***
Hektor już wyszedł. Nie wiem, czy na patrol, czy na przygodę – ale wychodzi zawsze pierwszy.
Zawsze sam.

Ekspres do kawy jest już gotowy. Wiem, bo słyszę znajome kliknięcie.
Nalewam pierwszy kubek i wychodzę na zewnątrz.
Siedzę na schodach – dokładnie tam, gdzie latem kwitnie kalina.
Kubek parzy w dłonie. Jeszcze nie zdążyłem się przyzwyczaić do chłodu.

Pierwsze światło wchodzi przez mgłę, rozgląda się po podwórku i dotyka jabłoni.
Z daleka słychać ptaki, które mają swój własny plan na ten dzień.
A ja? Ja przez chwilę nie mam żadnego.

I to jest właśnie najcenniejsze.

Nie ten moment, kiedy wszystko już gra – tylko ten, kiedy jeszcze nic nie musi.
Dom bez słów mówi, że za chwilę będzie tu więcej ciepła, więcej ludzi, więcej zapachów.
Ale teraz jeszcze nie.

Jeszcze jest tylko cisza.

Cisza przed burzą – chociaż w Rajskich burze przy śniadaniu bywają łagodne.
Cisza, w której można usłyszeć, co naprawdę gra w duszy.

Czasem wystarczy, że kawa jest gorąca, a kot wraca cały i zadowolony.
I już wiadomo – będzie dobry dzień.

Czasem goście pytają, jak wygląda poranek tutaj.
Więc tak.